czasem przeglądam stare fotografie, od razu pojawiają się wspomnienia, to takie skrawki rzeczywistości łapane zanim znikną. Dzwonek, mantra, mnich, mantra, mnich, dzwonek, kołacze się po głowie ...a przed oczami trzepocą flagi modlitewne, które jakiś wędrowiec pozostawił na tym skrzyżowaniu dróg.Czy dziękował opatrzności za odnalezienie drogi, a może był szczęśliwy, że zobaczył swoją dolinę? Tego pewnie się nie dowiem, ale flagi będą na pewno trzepotać jeszcze długo. Daleko przede mną mały punkcik, człowiek, zbliża się. Popękaną twarz widać już z daleka, w ręce mala - tybetański różaniec. Modli się o szczęśliwy powrót do wioski, do swoich, na czterech tysiącach, pewnie idzie z dołu z dwa dni. Uśmiecha się, pozdrawia i idzie dalej... ciekawe ile jeszcze będzie szedł? W jego twarzy można było wyczytać cały nas otaczający świat: góry, doliny, wypalone słońcem koryto potoku, smutny krajobraz z uśmiechem na twarzy.