Wyjechałem na wieś, spokojną. Taką polska w każdym centymetrze.
Spotkałem łąki i pola. Poranną rosę moczącą buty, i wieczorną mgłę przelewającą się przez drogę. Były też stawy, takie z wodą, i takie bez. Przelatywały klucze żurawi.
Sielanka pospolita, w otaczającej zewsząd letniej zieleń.
A kiedy zapadł zmierzch paliło się ognisko, a na granatowym nieboskłonie błyszczały gwiazdy. Taki swojski wiejski klimat